Geoblog.pl    myszurka    Podróże    2012 - Borneo i okolice...    dzień pełen wrażeń...
Zwiń mapę
2012
08
lis

dzień pełen wrażeń...

 
Indonezja
Indonezja, Labuanbajo
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 17067 km
 
Ten dzień zakończył się mimo wszystko dobrze, mimo wielu wrażeń…

Miało być light, ot wyprawa do wodospadu w okolicy, a zahaczyłam szpital. To nie ja byłam poszkodowana (na szcześćie). Ale, po kolei…
0 7 rano okazało się, że ktoś nie może popłynąć na wycieczkę, w związku z tym musiałabym zapłacić za całą łódkę (coś ponad 2 miliony). Jakoś mało fajnie to wyglądało. Niezrażona spożyłam śniadanie, poznałam pewnego starszego Niemca oraz jego przewodnika Williama i pojechałam z nimi na wycieczkę do wodospadu (dołączyła do nasz jesce świętobliwa Teresa, także w Niemiec). Ponieważ Flores H’way jest w trakcie remontu, a także dlatego, iż jedna z ciężarówek postanowiła osunąć się ciut w przepaść – droga zajęła nam coś ponad półtorej godziny. Dotarliśmy do wioski i ruszyliśmy truchtem do wodospadu – jestem stara, schorowana i trochę leniwa, więc ja szłam po tej śliskiej i mokrej ścieżce trochę ponad godzinę. Później nastąpiło ogólnie relaksowanie, można się kąpać, skakać do wody, ja wybrałam oglądanie motyli, papug i sen. W drodze powrotnej zostaliśmy poczęstowani jakimiś owocami, wyglądem przypominającymi jabłka, a drugi sąsiad uraczył nas kokosami. Szczególnie na tę okazję wyciągnął z domu wszystkie krzesła. Jakaż to była przyjemność rozmawiać z tymi ludźmi, reagowali tak spontanicznie na słowo Warszawa. Tutejsza szkoła nazywa się Warsawe, co zobaczycie na zdjęciu. W wiosce dołączyło do nas 4 Holendrów. Okazało się, że w jednym z ich skuterów brakuje powietrza w tylnej oponie (zgodnie podejrzewamy sprawę miejscowych). William zaoferował się, że pojedzie tym skuterem, bo waży ciut mniej niż przeciętny Europejczyk…

I tak zaczęła się dalsza historia. Najpierw na flaku dojechał do głównej trasy (tak gówniana droga, że strach się bać), a następnie napompował oponę. Chyba ktoś przedobrzył i by la zbyt twarda. Jechaliśmy równo… i w pewnym momencie William wywinął orła. Wyglądało to dość groźnie, poobcierał się cały, porwał sztruksowe spodenki i stracił buty. Zdezynfekował go i opatrzyłam, ale w drodze zaczął nam tracić przytomność. Dlatego też udaliśmy się prosto do lokalnego szpitala w Labuanbajo. To właściwie była chyba przychodnia, ale jej standard pozostawiał i tak wiele do życzenia. Poprosiłam o skorzystanie toalety i zdziwiłam się – w izbie przyjęć nie było bieżącej wody. A rękawiczki jednorazowe suszyły się rozwieszone… Opatrzyli go porządnie, zaaplikowali jakąś maść, dostał leki i receptę na tę maść – kosztowało nas to w sumie 48.000 IDR.
Odetchnęliśmy z ulgą dopiero na wieczornym spotkaniu – dołączyła do nasz jesce para Argentyńczyków oraz mój znajomy Ichad, przyszedł również William. Było bardzo sympatycznie i wesoło. Posiedzieliśmy do 22 i poszliśmy spać, ponieważ każdy miał plany na dzień następny…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
BoRa
BoRa - 2012-12-11 22:45
A zdjęcia wodospadu nie będzie? ja uwielbiam wodospady.
 
myszurka
myszurka - 2012-12-12 11:22
nie będzie, bo nie chce mi się ich zmiejszać ;)
 
 
myszurka
Atena Qm
zwiedziła 12.5% świata (25 państw)
Zasoby: 311 wpisów311 30 komentarzy30 203 zdjęcia203 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
18.03.2016 - 11.04.2016
 
 
26.08.2015 - 14.09.2015