Do miasta dotarliśmy dopiero późnym popołudniem. Odległość jest całkiem niewielka, ale ruch uliczny, w tym prawie godzinny korek w miasteczku Asgiriya spowodowały, iż czuliśmy się zmęczeni tą podróżą. Przy okazji, nasz kierowca zapłacił mandat za wyprzedzanie na linii ciągłej, więc spokojnie, drogówka tu też działa :)Do miasta przyjechaliśmy w sobotę, akurat wtedy, gdy zaczynał się długi weekend związany z obchodami pełni księżyca (Pooya). W związku z tym, zmuszeni byliśmy odwiedzić naście guest house'ów zanim znaleźliśmy nocleg. Ostatecznie nocowaliśmy w Lakshmi Guesthouse. Standard średni, pokoje czyste z ciepłą wodą (koszt Rs. 2500, śniadanie 450). Dodatkowo, wifi jest płatne (Rs. 300/day, niezależnie od pory startu – użytkowanie kończy się o 24:00, jakieś kuriozum!), do którego można dostać hasło, gdy przyjdzie pan z obsługi i wstuka hasło :))) Wieczór spędziłam bardzo sympatycznie w towarzystwie dwóch nowo poznanych Polek, pary Holendrów oraz Niemców. W sobotni poranek udaliśmy się najpierw na stację kolejową, aby zakupić bilety na dalszy teap naszej podróży. Niestety, bilety na wagon panoramiczny były wyprzedane do połowy miesiąca, natomiast te na pozostałe wagony (2 i 3 klasy) są sprzedawane bezpośrednio przed odjazdem pociągu. W związku z powyższym udaliśmy się tuktukami (cena za jeden Rs. 500) do ogrodu botanicznego w Peradeniya (bilet Rs. 1100). Jest to bardzo popularne miejsce randek i na każdym kroku natykaliśmy się na pary. Ogród robi całkiem mile wrażenie, jest ładnie utrzymany, ale spodziewałam się większego ogrodu orchidei. Spore wrażenie robią stada ogromnych nietoperzy, które zwisają z wielkich drzew. Wystarczy jeden ich sygnał i zrywają się do lotu, wtedy niebo zaczyna robić się czarne. W drogę powrotną udaliśmy się publicznym autobusem (Rs. 25), którego przystanek znajduje się tuż przy bramie. W ulicznym korku te 6 km jechaliśmy ok 40 minut. Udaliśmy się na miejskie targowisko, gdzie dokonaliśmy zakupu owoców i innych drobnych artykułów. Zmęczeni udaliśmy się na spacer w pobliże świątyni zęba (Sri Dalada Maligawa). Moi współtowarzysze nie byli zainteresowani, więc zwiedzałam ją samodzielnie (wstęp Rs. 1000). Bardzo miłe doznanie, szczególnie, że zewsząd dochodzi woń palonych kadzideł i muzyki. Wieczorem wróciliśmy zmęczeni całodniowa wycieczką i postanowiliśmy następnego dnia opuścić miasto i udać się pociągiem w rejon plantacji herbaty, ale o tym już w następnym poście...