Leciałam tylko 30 minut, cały czas nad brzegiem morza. Z góry widać kilka małych wysepek i jedną większą – Labuhan. To miejsce przesiadkowe przy podróży promowej do Malezji, ale również znajduje się tam rafineria, wokół której na redzie stoi sporo tankowców. Fajny widok. Lotnisko w KK robi wrażenie – nowoczesne, przestronne i spore.
Uzyskałam kolejny malezyjski stempel oraz możliwość pozostania na 90 dni. Chyba jednak nie skorzystam…
Zatrzymałam się w hotel Casuarina, który raz, że oferuje free transport z / do lotniska, to jesce jest położony bardzo blisko terminala 2 (terminal2 AirASia, można pójść spacerkiem), a od terminala 1 na kt lądowałam jest oddalony ok 7 km. Pokój jest nowoczesny, ale łazienka potrzebuje renowacji natychmiast.
Do centrum miasta próbowałam pojechać autobusem publicznym, ale po ok 30 minutach zrezygnowałam i z pewnym Angolem wzięliśmy taxi (20 RM). Pokręciłam się trochę po centrum, pooglądałam to i owo. Ogólnie, miasto syfiaste i śmierdzące, centra handlowe wypełnione młodymi galerianami :) W Maju Curry House spożyłam wreszcie nasi goreng ayam, popijając teh madras, co kosztowało mnie całe 6,80 RM. Spacerkiem udałam się na dworzec autobusowy przy centrum handlowym Wawasan i wsiadłam w autobus 16 zmierzający do Tanung Aru (1RM), Wszyscy mnie zapewniali, iż jedzie na plażę, obok kt mam hotel. Niestety, autobus jednak uprzejmy był skręcić w bok, a mnie pozostały 2km do przejścia. W taki gorący wieczór miło się spaceruje :) Nie zrażając się tą porażką udałam się na plażę i spożyłam Tigera. Koszt piwa prawie jak na Rynku w Warszawie – 21 RM. Teraz to spisuję i kładę się spać, ponieważ jutro o świcie mam kolejny lot…