Gładko poszło przy bramkach tranzytowych, zakupy dutyfree z WAW nikogo nie interesowały, więc mogłam zakupić jakąś butelczynę na wspomożenie…
Czas na lotnisku spędziłam w towarzystwie obrotnego afgańskiego studenta, który sprzedał mi hinta. Będąc tranzytowym pasażerem Turkish Airlines i mając >10h oczekiwania przysługuje hotel, a w przypadku oczekiwania 5 -10h oczekiwania należy pobrać voucher na żywność (stand info THY). Kupon do zrealizowania w 3 knajpach: Popeyes (menu jak w KFC), Burger King oraz TurCuisine. Do tej ostatniej udaliśmy się i spożyliśmy posiłek. Szału nie było, może dlatego, że dania były w temperaturze letniej.
Większość czasu jednak leżakowaliśmy. Terminal jest całkiem spory i można znaleźć bardzo zaciszne miejsce. Z naciskiem na bardzo – są bramki, gdzie nie pojawiał się nikt przez ponad 2h. Boarding odbył się bardzo sprawnie, większość na pokładzie stanowią chińskie wycieczki zakładowe, a przynajmniej na takie wyglądają (w sensie, że zakładowe). Mam nieodparte wrażenie, iż zawsze mówią jakby byli ciut wnerwieni… Ja zajęłam miejsce przy oknie bo pamiętam, że widok HGK podczas lądowania jest spektakularny i od razu Bozia mnie pokarała. Sporadycznie, wybieram takie miejsce, co więcej liczyłam, że będę miała to drugie miejsce również dla mnie… A tu przyszedł gruziński Pan Delma i rozlał się na swoim miejscu, i jesce wypływał na moje. Czułam się przytłoczona jego ogromem! I jesce wiercił się i rozkładał się, tak, że spałam może max 2 i pół godziny z 9cio godzinnego lotu. Ale najgorsze jest to, że nie był pierwszej świeżości. Odwdzięczyłam się i zaczęłam spisywać dotychczasowe wrażenia…
Co do samego lotu, to całkiem w porze, choć gdzieś w okolicach Teheranu zaczęło mocno bujać, tak, że tace z kolacją zjeżdżały ze stolików… Program rozrywkowy jakoś średnio zachęcający, filmy jakieś z wykopalisk, muzyki mało. Dlatego też słucham Depeche Mode, kt mają w płytotece i czytałam materiały na dalsze odcinki podróży. Po raz kolejny otrzymałam bezsmakowe pasze LCML oraz jesce lepsze wino białe.
I tak lecieliśmy, lecieliśmy i wylądowaliśmy 40 minut przed czasem. Lądowanie odbyło się od strony morza, tylko wyspa Lantau była widoczna i to średnio, może to mgła, a może smog… W każdym razie, udałam się zgodnie ze wskazaniami do stanowiska promowego, aby płynąc do Makau. Oznaczenie na lotnisku jest wspaniałe, nie można się zgubić. Zakupiłam bilet na klasę ekonomiczną (HKD 233)., a bagaż odbieram dopiero w terminalu promowym w MaKau. Jedyny mankament takiego rozwiązania jest taki, że muszę czekać na lotnisku 3h, aby zdążyli przetransferować mój bagaż…
Lotnisko jest wspaniałe, wielkie, czyste i można się rozłożyć swobodnie, free wifi, tylko ciut chłodno. Na zewnętrzu piękna pogoda, +27C…