A teraz po kolei….
Odprawa na lotnisku w Warszawie przebiegła sprawnie, takoż odbyło się też pakowanie chętnych do samolotu. Na pokładzie (A321) był prawie komplet. Obok mnie zasiadł 22leni kolega z Afganistanu, który w pierwszych słowach zapewnił mnie, iż nie powinnam się go obawiać… Naprawdę nie wiem, co miał na myśl ;)
Lot trwał 2:15h, podczas którego zdążyli wydać jesce ciepły posiłek. Zapomniałam, że podczas zakupu biletu zamówiłam specjalny posiłek. I to była chyba nie do końca przemyślana decyzja, gdyż wcale wcześniej paszy nie otrzymałam, bo zazwyczaj mi właśnie o to chodzi. Zamiast kebaba i serniczka otrzymałam totalnie bezsmakowe danie Low Calories Meal, w skład którego wchodziła ryba, puree ziemniaczane (to, z całego zestawu, miało jakikolwiek smak) oraz blanszowane warzywa. Dodatkowo, były 2 sałatki: coś, a’la w podobie greckiej oraz owocowa. Wszystko to zrekompensowałam sobie winem, które widzicie na zdjęciu… Stewardessa była bardzo uprzejma i zaprowiantowała mnie w butelkę, abym mogła jako tako spędzić kolejne kilka godzin, czekając na następny lot, o którym w kolejnym poście…